Welcome in Bromsgrove cz.I

Żyję i mam się dobrze. Pierwszy tydzień minął bardzo szybko i nie mogę na niego bardzo narzekać. Oczywiście chwilami było ciężko ale opisze to w dalszej części.

Dwa ostatnie dni były dla mnie istną katorgą. Dzień przed odlotem kupowałam nową walizkę bo stwierdziłam, że te stare się jednak nie nadają a, mój telefon wylądował przez przypadek pod prysznicem. Wyobraźcie to sobie, nie dość, że nie jesteście spakowane, jutro czeka was pierwszy lot, poznanie z rodziną, sporo stresu to jeszcze telefon ląduje w wodzie i przestaje działać. Tylko mi takie coś może się chyba przytrafić. Wieczorem byłam tylko na szybciora pożegnać się z koleżankami w pubie i poszłam do domku spać. Rano już czułam, że coś będzie nie tak. Ehh cóż to był za dzień. Od rana totalnie nic mi nie wychodziło. Nawet nie byłam jeszcze spakowana! Wszystko byłoby pewnie OK gdyby nie fakt, że chcąc zabrać wszystkie rzeczy, które zaplanowałam wziąć miałabym ponad 11 kg nadbagażu.No i żeby było mało, moja podręczna walizka okazała się trochę popsuta i nie mogłam jej za sobą ciągnąć tylko cały czas trzymać w ręku (10 kg ! czuje się teraz jak paker). Ahh gdyby tego było mało. Kupiłam sobie nową walizkę prawda? Szkoda, że ona sama, pusta ważyła jakoś 3-4 kg i musiałam się przepakowywać do innej. Uwierzcie, że dawno taka wkurzona i zdołowana nie byłam. Później jeszcze przyszedł czas pożegnań z Trish, babcią, siostrą i jej rodziną. Oh na samo wspomnienie łezka nadal kręci mi się w oku. Od mojej kochanej siostry dostałam najwspanialszy prezent świata! Bransoletke i pierścionek ze znakiem nieskończoności oraz grawerem "Forever sisters". To była najbardziej wzruszająca chwila tego dnia.



Lotnisko - Katowice
O godzinie 16:40 wyjechaliśmy już na lotnisko. Wylot miałam o 18:55 ale jako, że miałto być mój pierwszy lot wyjechaliśmy dużo wcześniej, żeby to wszystko na spokojnie ogarnąć. Do samego końca nie wierzyłam, że to się dzieje. Byłam trochę tym wszystkim zestresowana, bałam się, że jakimś cudem nie wpuszczą mnie do samolotu albo zgubię bagaż. Ale było ogółem spoko. Nic nie zgubiłam, chwilami nie umiałam się ogarnąć ale jakoś dałam radę. Pierwszy raz jest zawsze najgorszy, ale da się to ogarnąć. Na lotnisku wszystko ładnie jest oznakowane więc trudno jest się zgubić.

Lot
Leciałam linią Ryanair. Samego lotu jako tako się nie bałam. Najgorszy moment to chyba jak tłumaczą wyjścia ewakuacyjne itp. Niby wiesz, że latanie jest bezpieczne ale jak widzisz wskazówki dotyczące ewakuacji itp. to przechodzi taka myśl "A co jeśli...". Ale nie ma się czego bać.


Startowanie jest najlepsze, osoby, które uwielbiają wesołe miasteczka i roller coastery napewno polubią tą część lotu. Świetne uczucie. Później sam lot aż taki spektakularny nie jest. Widoki - owszem. Miałam miejsce C7, czyli siedziałam w 7 rzędzie, na miejscu przy przejściu. Bardzo żałuje, że nie mogłam siedzieć przy oknie, tylko siedziała tam jakaś dziwna kobieta, ale kilka zdjęć udało mi się zrobić na pamiątkę ( A raczej ubłagać tą dziwną kobietę, by zrobiła to za mnie) .


Obok mnie siedziała starsza pani, która leciała do swojej córki i wnuczka. Bardzo miła kobieta. Pod sam koniec dużo z nią rozmawiałam i co chwile częstowała mnie jakimiś cukierkami itp.
Lądowanie wg. mnie było najdziwniejsze. Momentami czułam się jakbym po prostu spadała hehe ale ogółem spoko. Niemowlaki, które leciały z nami bardzo to przeżywały. W tym momencie najczęściej słychać było jakieś płaczące dziecko.

Jeśli chodzi o zatykanie się uszu podczas. Siostra przez cały czas mnie tym straszyła, jednak ja nie miałam z tym problemu. Ale zawsze warto wziąć ze sobą coś to ssania lub rzucia.

Lotnisko - Birmingham 
Tego w sumie się bałam najbardziej, bo jest to o wiele, wiele, wiele większe lotnisko od tego w Katowicach. Na początku, po wylądowaniu wszyscy zaczęli ogarniać swoje bagaże i powoli wychodziliśmy z samolotu i szliśmy do rękawa. Kilka razy bym się wywróciła przez ten mój cudowny,10 kg bagaż ale ogółem spoko. Starsza pani i jej córka cały czas mi pomagały i wskazywały drogę gdzie powinnam iść. Po wyjściu z rękawa musieliśmy ustawić się w ogromnej kolejce do sprawdzania dokumentów.
Od razu widać, że nie jesteśmy w Polsce, ludzie którzy tam pracują są 100 razy milsi, wiecznie uśmiechnięci, życzą miłego dnia itp. Pierwsze wrażenie spoko.
Następnie trzeba było ogarnąć swój duży bagaż. Na szczęście nie musiałam długo na niego czekać, ledwo podeszłam a on już zmierzał w moją stronę. Całe szczęście ta taśma nie zapierdziela tak szybko, jak sobie to wyobrażałam więc na spokojnie ściągnęłam go , poczekałam na tą starszą panią i jej córkę i następnie poszłyśmy takim korytarzem do wyjścia.

Pierwsze spotkanie
Ogółem to bałam się, że mnie nie poznają. Nie wiem jak wy, ale ja na każdym zdjęciu i za każdym razem podczas rozmowy na Skype wyglądam inaczej. Jednak tylko wyszłam, zobaczyłam K uśmiechnęłam się i już wiedziałam, że mnie poznała. K przyjechała na lotnisko z małą O.
Co było najsłodsze? Tylko młoda mnie zobaczyła to od razu do mnie przybiegła, rzuciła mi się na szyje i zaczęła całować mnie po twarzy. Przywitałam się z K i poszłyśmy zanieść bagaże do auta. Przez całą drogą, mała trzymała mnie za rękę i się do mnie tuliła. Podobno przez cały dzień chodziła i pytała mamę kiedy przyjadę hehe. Urocze.
Z Birmingham do Bromsgrove jest jakoś 30 minut autostradą (w sumie nie wiem co to jest, ale tak wyglądało). Po przyjeździe do domu, przywitał mnie D, muzyka na fulla (jedyna rzecz, która nie zmieniła się po przyjeździe tutaj. Cały czas słyszę te same piosenki, które słuchałam będąc w Polsce).
Malutka nie chciała opuścić mnie na ani jedną sekundę więc już pierwszego dnia dużo się bawiłyśmy.
Pod koniec dnia dałam im wszystkim prezenty, z których bardzo się cieszyli :)



Na razie nie będę opisywała szczegółowo co każdego dnia robiłam, skupię się bardziej na samym miejscu :)

Miasteczko
Jakby ktoś nie wiedział to mieszkam w Bromsgrove, Worcestershire. Nie jest to wielka mieścina ale z tego co zdążyłam zauważyć - biedni ludzie tutaj nie mieszkają.
Nie zaskoczę chyba nikogo, ale oczywiście każde osiedle składa się z kilkudziesięciu takich samych lub okropnie podobnych domów. Przez pierwsze 2 dni czułam się tutaj totalnie zagubiona.






Na zdjęciach może tego nie widać, ale w Bromsgrove nie spotkacie ani starego ani brudnego, zakurzonego auta. Wszystkie pięknie lśnią i wyglądają jak prosto z salonu. Jeśli jest ktoś pasjonatem motoryzacji to na 100% znalazłby tu dla siebie coś. Czasami aż buzia mi się otwiera na widok jakiegoś auta, niektóre z nich wyglądają jakby wyciągnięte zostały z jakiegoś muzeum motoryzacji i zostały nieźle odnowione. Pomimo tego, że angielska pogoda jest jaka jest to nie brakuje tutaj cabrioletów. Czasami zastanawiam się, czy posiadacze tych cudeniek po prostu nie mają dwóch samochodów. strzyc

Kolejną rzeczą jest to, że osiedla są spokojne, bezpieczne i co najważniejsze czyste i schludne. Nie zobaczycie tutaj papierków na ulicach. Nawet piasku czy błota tu nie zauważycie. Wszystko jest ładne, czyste, trawniki równo skoszone, krzaki idealnie przystrzyżone a liście z drzew zawsze sprzątnięte. Ogółem podziwiam hehe.

Centrum
Centrum za duże nie jest, obejmuje może 2 lub 3 równoległe ulice. Jest oddalone ode mnie jakoś z 25 minut. Żeby się tam dostać muszę pokonać kilka kilometrów, przejść przez most i przez różne osiedla.
Aktualnie główny deptak jest remontowany co trochę wkurza bo trzeba przechodzić wąskimi przejściami a tam zawsze jest dużo ludzi.
Jeśli chodzi o sklepy to mamy tutaj kochany Poundland, czyli sklep w którym znajdziemy wszystko za 1funta. Jak dla mnie jest to cudowny sklep, zawsze do niego wchodzę choćby po głupią wodę. Wczoraj kupiłam 2 litrowe wody za 1 funta. Bardzo opłaca się też tam kupować chipsy i słodycze. Jest tutaj również Iceland, Asda i jeszcze jakiś duży supermarket, którego nazwy też nie pamiętam bo byłam tam tylko raz.
Następnymi sklepami są te z kartkami, na takie małe miasteczko mamy ich tu chyba 4 lub 5. Anglicy mają widocznie świra na tym punkcie, bo sklepu te są przepełnione kartkami na każdą okazje. Na jutrzejszy dzień ojca znajdziemy kartkę dla taty , dla męża, dla dziadka, dla teścia, dla brata, dla chłopaka, dla narzeczonego itp. i oczywiście WSZYSTKIE są na dzień ojca hehe :)
Mamy tutaj również kilka sklepów z ubraniami, m.in jest tutaj New Look nie pamiętam nadal nazw pozostałych sklepów ale jest ich dość dużo.
Jeśli chodzi o rozrywkę to jest tutaj chyba 6 pubów, klub, jakiś lokal z maszynami do grania i takie tam.
Jeden pub już zaliczyłam wczoraj i muszę powiedzieć, że okropnie mi się spodobał, ale o tym później.





Parki
W Bromsgrove jest kilka parków i placów zabaw. Największy z nich jest jednak Sanders Park. Wybrałam się do niego pierwszy raz w czwartek. Jak zawsze towarzyszyła mi oczywiście Dorota (inna au pair mieszkająca u znajomych mojej rodziny, więcej o tym opiszę w kolejnej notce)







Komentarze

  1. Super, że wszystko poszło bezproblemowo! Okolica jest urocza, po prostu cudnie angielska! Jestem bardzo ciekawa Twojej relacji z host rodzicami - możesz napisać coś więcej? Jak się dogadujecie, czy są spoko, czy poznali Cię z sąsiadami albo jakąś dalszą rodziną? No i czekam z niecierpliwością na następny wpis!

    OdpowiedzUsuń
  2. szkoda, że ze mną się nie pożegnałaś, ale mimo to ciesze się, że spełniasz swoje największe marzenie.. ;))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty